W ten weekend zrobiłam takie świetne
ciasto, ze nie wytrzymałam i muszę się nim z wami podzielić już dziś! Królują u
nas ciasta z budyniem i drożdżowe, ale ileż można? W ten weekend postawiłam na
coś kompletnie odmiennego, wykonywanego z jeżem na grzbiecie (czy aby wyjdzie).
Jak wiecie moi rodzice w kwestiach kulinarnych są bardzo konserwatywni.
Wystarczy wiec, że wam powiem, ze mam od nich zamówienie na to ciasto! Jest
obłędnie rewelacyjne, jabłuszka mięciutkie, daktyle rozpływają się w ustach,
nadając smak całości, ale nie ujawniając się w konsystencji. Po prostu idealne!
Przepis, z którego skorzystałam
znajdziecie oczywiście TUTAJ. Strona, do której mam absolutne
zaufanie.
Składniki:
- 400g jabłek pokrojonych w kosteczkę
- 1 szklanka (200 g) bezpestkowych suszonych daktyli posiekanych na drobną kostkę
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 szklanka (250 ml) wrzącej wody
- 125 g masła
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 140 g drobnego cukru
- 1 jajko
- 2 szklanki mąki pszennej
Jabłka, daktyle, sodę i wodę wymieszać w naczyniu i odstawić na 10 minut.
Ubić masło. Ciągle ubijając dodawać ekstrakt z wanilii, cukier, jajko, aż
powstanie jasna, puszysta masa.
Połączyć zawartość obu naczyń. Ciasto wylać do wyłożonej papierem do
pieczenia kwadratowej formy o boku 23 cm (ja dałam do formy 23x27cm) i wszystko
było ok.)
Piec około 50 minut (piekłam 40 minut) w temperaturze 180ºC.
Na wierzch:
- 60 g masła
- 50 g brązowego cukru
- 125 ml (pół szklanki) mleka
- szklanka wiórków kokosowych
Wszystkie składniki wymieszać dokładnie na palniku, do momentu
rozpuszczenia się masła.
Wyjąć ciasto z piekarnika, polać równomiernie polewą kokosową i natychmiast
włożyć z powrotem do piekarnika, piec kolejne 20 minut.
W oryginale napisane jest, by przed podaniem ciasto
całkowicie wystudzić. U nas nie ma takiej opcji. Ciasto wyjęte z piekarnika
oznacza ciasto gotowe do spożycia. Udało mi się chłodzić je przez 40 minut i gdy zaczęliśmy jej jeść wciąż było ciepłe. Nikt się na nic później
nie skarżył :)
Kilka słów o daktylach: moje
pochodzą ze sklepu Biovert, delikatesów ekologicznych. Nie
jest to mój pierwszy kontakt z nimi. Gdy Bubalek był jeszcze malutki, dawałam
mu daktyle parzone na śniadanie, miksowane z kaszką, dawały bardzo fajny,
słodki aromat. Były to dokładnie te same daktyle, wiedziałam więc, że będą
pyszne!
Fanpage sklepu Biovert znajdziecie TUTAJ, odnośnik do daktyli znajdziecie TUTAJ. Kosztują 7,2 za 150g.
A ci, którzy mieszkają w Krakowie
mogą się po prostu przespacerować na ulicę Miłkowskiego 23.
Ja już zakupiłam daktyle i noszę się z zamiarem zmiksowania z kaszą jakąś dla młodszego. Ale boję się do tego podejść, bo kaszą jaglaną z wiśniami pluł dalej niż widział.
OdpowiedzUsuńBosko to musiało wygladać! Najsmaczniejsa jest ponoć manna orkiszowa, Buba już ponad rok je z nia kolacje i nie narzeka. Jaglaną też pluła, dopóki nie miksowałam jej na budyń...
UsuńWygląda mega apetycznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jest takie, wierz mi! I w nim nie kleją się daktyle do zębów ;)
Usuń