czwartek, 29 sierpnia 2013

Od czego są te dzieci?




Oto moja Buba.  Do niedawna na placach zabaw zajęta była swoimi ważnymi niezwykle sprawami. Inne dzieci istniały jako zajmowacze miejsca na huśtawce, element środowiska, jak drzewa, czy trawa. Nie przykuwały jej uwagi nawet w takim stopniu jak zwierzęta. I nagle coś drgnęło…
Co widać na zdjęciu? Buba siedzi na koniku i ani drgnie, obserwuje dzieci. Zapomniała po co się na niego wspięła a gdy już się „obudziła”, pohuśtała się chwilkę i znów zapatrzyła na dzieciaczki. Bitą godzinę chodziła rozkojarzona i nie umiała się skupić na zabawie. Doszłam do wniosku, że jest gdzieś „pomiędzy” : jeszcze nie przejawia ochoty na bezpośredni kontakt i uczestnictwo w zabawie, ale pierwszy krok został wykonany! Moja rola również jest dla mnie niejasna, też jest gdzieś pomiędzy… Mam ochotę zasugerować jej kontakt, powiedzieć jak zagadać do dzieci, ale z drugiej strony chyba nie powinno się naciskać w takich kwestiach na dziecko, zwłaszcza jeśli nie wykazuje się ono śmiałością.
Karmelek jest z tych „ostrożnych”. Musi wszystko przemyśleć, przetrawić, oswoić się. Jakikolwiek przymus lub zbyt intensywna zachęta skutkuje buntem i negacją, całą robotę trzeba odwalać od początku. Wszelkie poradnikowe mądrości tyczą się dzieci, które już rozumieją, mówią, ogółem są dojrzalsze. A co z takimi „pomiędzy”? Jak by to zrobić, żeby dziecko zapomniało o nieśmiałości i otworzyło na rówieśników, aby nie zraziło się i nie wycofało jednocześnie? Więc siedzę na tym placyku i gryzę paluchy, bo czuję się jeszcze bardziej zagubiona w tych dzieciowych relacjach niż Bubiszon. Chyba zaczynam się robić cokolwiek nadgorliwa… Po co ja się wtrącam? To jest natura! Przed Bubą miliony dzieci przechodziły przez trudne początki znajomości, robią to co im podpowiada instynkt i moje dziecko również świetnie sobie radzi, jest sobą. Każde dziecko ma swoje granice i rodzice nie powinni zmuszać go do ich przekraczania, gdy samo tego nie chce. Wsparcie, miłość, akceptacja potrafią zdziałać cuda. Dadzą one naturze prostą, wybrukowaną drogę. Kiedyś i Karmelka zorientuje się, że może zjechać ze zjeżdżalni kiedy przyjdzie jej kolej, nie musi czekać aż wszystkie dzieci zjadą, ale ja jej nie mam prawa zmuszać. Nie się wydaje, że moja biedna dzidzia poświęca się dla innych, ale im dłużej ją obserwuję zaczynam dochodzić do przekonania, że tu nie o to chodzi. Ona się tym dzieciom przygląda! Nie zjeżdża nie ze wstydu, lecz dlatego, ze zjeżdżanie nagle przestaje być ważne! Fajniej się pogapić na te cuda i dziwy skaczące po drewnianym domku, pooglądać jak się zachowują, jak do mnie podchodzą, czy coś powiedzą? Czy mnie nie zepchną? Sądzę, że tak jak tysiące matek niechcący przylepiałam swojemu dziecku łatkę „nieśmiałe”, co mogłoby w niej faktycznie tę nieśmiałość zrodzić. Świadoma druzgoczącego wpływu łatek nie nazywam małej nigdy niegrzeczną czy nieśmiałą, ale samo traktowanie w taki sposób dziecka może w nim świadomość niegrzecznego czy nieśmiałego dziecka zakorzenić. Siądźmy więc na ławce, gryźmy paluchy, ale dajmy tym maluchom spokój i nie przeszkadzajmy im tylko, a wszystko pójdzie swoim torem. Mam nadzieję. :)















 Tak, dobrze widzicie, rośnie mały Cejrowski. Buba jest zagorzałą przeciwniczką chodzenia w butach.

6 komentarzy:

  1. moja mała też bez butków uwielbia chadzać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zabraniam chodzić boso, bo na czystym terenie to najzdrowszy trening dla stópek.

      Usuń
  2. mój MAti to bucikowy jest za to Areczek jest jak na razie przeciwnikiem butów... zresztą oba chłopaki po domu boso biegają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna będzie Buba i Areczek jak jesień przyjdzie.

      Usuń
  3. U mnie w domu my wszyscy na boska - przeciwnicy pantofli ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...