Ostatnie dni mieliśmy okazję spędzić poza domem i codziennością. Najważniejsi w takich wyjazdach są ludzie z którymi ten czas przychodzi spędzić.
Jeżeli ma się szczęście, kilka dni
staje się tak relaksującym i przyjemnym doznaniem, że tęskni się już w momencie
stania na podjeździe, pożegnania.
Do kolejnego razu pozostaną nam
wspomnienia i zdjęcia…
Kilka dni minęło leniwie, ale nie
byłabym sobą, gdybym się nie udała w kilka najbliższych miejsc godnych zwiedzenia. A że Bielsko Biała o mocniejszy rzut beretem, to się wybraliśmy. Najpierw odwiedziliśmy
Dom Tkacza,
umiejscowiony w okolicy zamieszkiwanej swego czasu przez bielskich sukienników. Dom należał kiedyś do mistrza cechowego i jest odwzorowanym miejscem pracy i wypoczynku jego ostatniego właściciela. Przedzielony sienią na dwie części, po lewej stronie znajdziemy aranżacje warsztatu pracy, po prawej zaś część mieszkalną, wszystko klimacie przełomu wieku XIX i XX. Na piętrze znajduje się wystawa strojów ludowych nie mniej interesująca od zbiorów umiejscowionych na parterze.
Mogłabym całymi dniami siedzieć w muzeach i kontemplować skarby, ale wizyty z dwuipółlatką ograniczają się do niespokojnego oczopląsu i dzielenia uwagi między ekspozycję a malucha, ale wolę zwiedzać tak niż wcale. Cieszy mnie to, że Karmelek szybko uczy się na czym polega pobyt w muzeum. Zabieramy ją w takie miejsca regularnie, nie jest wiec dla niej już dziwne to, że czegoś nie można dotknąć, gdzieś wejść, choć jak każdy bobas stara się naginać te zasady ile tylko można. Na szczęście osoby na które trafiliśmy w Domu Tkacza były bardzo serdecznie nastawione do dzieci i ich podejście przeszło moje najśmielsze wyobrażenia i wykroczyło poza obowiązki (oczywiście w pozytywnym tego sformułowania znaczeniu), sprawiło, że to miejsce, jako cel wycieczki z maluchami mogę wszystkim serdecznie polecić. Budynek jest niewielki, zwiedzania mało i nie ma kiedy się znudzić, nawet małemu bąblowi.
Auto można zaparkować tuż obok, a w środku znajduje się toaleta.
bilet normalny - 10zł
ulgowy - 6zł
Dom Tkacza,
umiejscowiony w okolicy zamieszkiwanej swego czasu przez bielskich sukienników. Dom należał kiedyś do mistrza cechowego i jest odwzorowanym miejscem pracy i wypoczynku jego ostatniego właściciela. Przedzielony sienią na dwie części, po lewej stronie znajdziemy aranżacje warsztatu pracy, po prawej zaś część mieszkalną, wszystko klimacie przełomu wieku XIX i XX. Na piętrze znajduje się wystawa strojów ludowych nie mniej interesująca od zbiorów umiejscowionych na parterze.
Mogłabym całymi dniami siedzieć w muzeach i kontemplować skarby, ale wizyty z dwuipółlatką ograniczają się do niespokojnego oczopląsu i dzielenia uwagi między ekspozycję a malucha, ale wolę zwiedzać tak niż wcale. Cieszy mnie to, że Karmelek szybko uczy się na czym polega pobyt w muzeum. Zabieramy ją w takie miejsca regularnie, nie jest wiec dla niej już dziwne to, że czegoś nie można dotknąć, gdzieś wejść, choć jak każdy bobas stara się naginać te zasady ile tylko można. Na szczęście osoby na które trafiliśmy w Domu Tkacza były bardzo serdecznie nastawione do dzieci i ich podejście przeszło moje najśmielsze wyobrażenia i wykroczyło poza obowiązki (oczywiście w pozytywnym tego sformułowania znaczeniu), sprawiło, że to miejsce, jako cel wycieczki z maluchami mogę wszystkim serdecznie polecić. Budynek jest niewielki, zwiedzania mało i nie ma kiedy się znudzić, nawet małemu bąblowi.
Auto można zaparkować tuż obok, a w środku znajduje się toaleta.
bilet normalny - 10zł
ulgowy - 6zł
Świetne miejsce!
OdpowiedzUsuń"Najświetniejsi"się okazali ludzie, którzy tam pracowali :)
UsuńMusimy koniecznie kiedyś ten dom odwiedzić jak będziemy na śląsku. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie miejsca *_*
OdpowiedzUsuńsuper relacja :-) zwłaszcza że temat mi znajomy, z tkaninami mam na co dzień styczność :-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że tamte rejony Polski są dla mnie zupełną tajemnicą.
OdpowiedzUsuńBardzo bym tam chętnie pozwiedzała :) lubię te klimaty :)
OdpowiedzUsuńale swietne miejsce :)
OdpowiedzUsuń