wtorek, 26 listopada 2013

Cieplutka i antyalergiczna kołderka SOVA





Jesteśmy z Karmelkiem uzależnione od spacerów. Nie pamiętam kiedy ostatnio zostałyśmy w domu. Nie straszne nam mrozy ni deszcze (te lżejsze, oczywiście). Czuję jakiś wewnętrzny przymus, by wyjść z domu, przewietrzyć się, rozruszać.  Karmelek został dziś ubawiony po pachy śniegiem, a dokładniej samym faktem sypania się z nieba białych kuleczek. Sama też wyglądała troszkę zabawnie okutana i odziana warstwowo aż po zęby, jak mały, pękaty kolorowy bałwanek, dodatkowo przyszpilona do wózka śpiworkiem z bardzo ograniczoną możliwością ruchu. I siedział ten bałwanek nie mogąc ruszyć ręką ani nogą i zaśmiewał się, jaki ten śnieg zabawny. Ja tymczasem czułam jak mi krążenie ucieka z kończyn. Rękawiczki za cienkie, pod spodnie trzeba było jakieś barchany najlepiej założyć. Rozpieściła mnie jesień i się odzwyczaić nie mogę. Do teraz mam polichy gorące. Tak się szwędamy z Bubalkiem dwie, trzy godzinki, aż zimno zapędzi nas z powrotem do domku. Domowe zwyczaje też trzeba zmienić. Latem mała spała pod kocykiem, lub dwoma, teraz to nie wchodzi w grę, za zimno. Nadeszła pora, by się polubić z kołderką.  Powiem wam, że mam szczęście, bo zupełnie przypadkiem trafiłam na kołderkę, która spełnia potrzeby, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Jest to produkt firmy SOVA, a oto co można o nim przeczytać na stronie producenta:

Kołdra SOVA zapewnia trwałą ochronę przed alergenami wytwarzanymi przez roztocza kurzu domowego
Kołdrę SOVA wykonano z materiału Evolon® - bariery ochronnej dla roztoczy i ich odchodów (alergenów). Specjalna technologia uszycia zabezpiecza przenikanie alergenów również na szwach.
Evolon® cechuje wysoka przepuszczalność pary wodnej, odporność na wielokrotne pranie w wysokich temperaturach oraz lekkość i miękkość w dotyku. W procesie produkcji tkaniny zrezygnowano z wszelkiego rodzaju nakładanych warstw oraz laminowania.
Evolon® zapobiega także rozwojowi grzybów.
Skuteczność Evolon® dla alergików potwierdzają certyfikaty wydane przez ECARF (Fundacja Europejskiego Centrum Badań nad Alergiami) oraz TÜV NORD, jak również wyniki badań przeprowadzonych przez niezależne instytucje: Hygiene-Institut des Ruhrgebiets, Gelsenkirchen (Niemcy), IBT Reference Laboratory (USA). Evolon® zatrzymuje ok. 97% cząstek o średnicy 1,0 mikrometra (odchody roztoczy są znacznie większe:10-40 mikrometrów). Przepuszczalność powietrza wynosi 20,0 l / (dm2 * min).
Evolon® nie zawiera szkodliwych substancji i nadaje się do kontaktu ze skórą dziecka, co potwierdza nadany mu znak Öko-Tex®.
Niebieski kolor kołdry to efekt barwienia, któremu został poddany materiał Evolon®. W procesie tym wykorzystano certyfikowane barwniki (Oeko-Tex 100).
Wypełnienie stanowi włóknina silikonowa o grubości 200g/m2. Niezwykle puszysta i miękka. Przewiewna, nie chłonie wilgoci. O właściwościach antyalergicznych. Wysoka jakość zastosowanego wypełnienia została potwierdzona certyfikatem Oeko-Tex 100.
%
Kołdrę SOVA można prać dowolnie często w temperaturze do 90°C. Podczas prania nie stosować środków zmiękczających.


Można spokojnie, z uśmiechem na ustach kłaść pod nią dziecko. A tak na poważnie, to sprawdza się ona u nas bardzo dobrze. Jest bardzo ciepła, i nie jest tak miękka jak piszą, dzięki czemu Bubal przewraca się z boku na bok i wierci ile wlezie a kołderka wciąż ją okrywa! Z kocykami zawsze był problem, zaplątywała się, lub obracając ściągała je z siebie. Została również od razu zaakceptowana przez Karmelka i wykorzystywana jest regularnie do robienia zaciemnionej „bazy” w łóżeczku i zabawy w baaaardzo śpiącą królewnę. Kupić możecie ją TUTAJ, TUTAJ podrzucam profil na FB. Wasze maluszki też kołderkowe już?











poniedziałek, 25 listopada 2013

Poranki dla dzieci w kinie


Ta niedziela zaczęła się inaczej niż wszystkie do tej pory. Przed małym Karmelkiem otwarły się drzwi do całkiem nowego odbioru obrazu – kino! Dwa lata skończone, bajki lubi, nowe lubi, strachliwa nie jest, czas poznawać świat z bliska i smakować osobiście. Wielkie kina mają swój urok. Dla mnie to wygodne siedzenia, mrok, miękka cisza, wielki ekran i dźwięk. Szkoda tylko, że grają w nich co grają, a na naprawdę dobre filmy trzeba chodzić do malutkich kin… Multikino organizuje poranki dla dzieci w każdą sobotę i niedzielę. O 10.30 są bajki dla takich maluszków jak Karmelek, trafiło się nam Stacyjkowo. Buba: pełen zachwyt, ja i A: o matko, jeszcze jedna bajka… jeśli nie oglądaliście tego nigdy  streszczę: Stacyjkowo to miasteczko śliczne i kolorowe a mieszkańcami jego są ludzie i pociągi o różnych funkcjach. Jak dla mnie idealny film instruktażowy o rodzajach pociągów i rozwiązaniach technicznych stosowanych na kolei, dla dzieci uwielbiających pojazdy. Bajka bardzo pozytywna, wesoła, z pięknymi piosenkami, ale dla mnie, z uwagi na multum kolejowo – pojazdowych zagadnień kompletnie niestrawna. Jak kto lubi. Konkrety: bilet 12zł, Buba za darmochę, kawa dobra, ale droga, ciacho dobre i drogie, suche jakby stało 4 dni a wyczekaliśmy się z 15 minut. W efekcie wypiłam może ze dwa łyki herbaty i trzeba było iść na salę.. Radość z faktu zakupu dwóch a nie trzech biletów trochę osłabła, gdy się okazało, że jeżeli dziecko nie ma biletu, nie przysługuje mu fotel. Obok nas zostały sprzedane bilety i gdyby nie uprzejmość sąsiadów musielibyśmy się przesiąść i liczyć na to, że nie znajdzie się nikt z biletem na nasze miejsca, albo trzymać Karmelka na kolanach. Myślałam również że darują sobie reklamy, gdzie tam! Wyłączono światła i zaserwowano maluchom blok filmików m.in. o płynie do higieny intymnej. Nie przyzwyczaiłam się i nie przyzwyczaję do charakteru takich kin. Skoro człowiek płaci za bilety, to jakim prawem każe się mu oglądać nie to, co chce? Jest napisane, ze bajka zaczyna się o 10.30, dlaczego wiec się nie zaczyna? Tak jakby to tobie, widzu robiono łaskę, że cię w ogóle wpuszczono. No nie zniesę… Z braku laku pewnie jeszcze kiedyś się wybiorę tam z Bubą i poproszę, by o tym, czy owym zapomniała i nie miała za złe pięknej sztuce kinematografii tego,  co z nią zrobiono. No i wylazło ze mnie co sadzę o multipleksach, ten post przypomniał mi czemu tam nie bywam… Prawie zapomniałam o pozytywnych aspektach: przed ekranem stało kilka stolików z zajmowaczami czasu, przed projekcją zostaliśmy obdarowani książeczką a pan robił zdjęcia w momencie brania w rękę książeczki czy ulotek (WTF?). Może jak się zmieni repertuar zajrzymy tam jeszcze, może się przyzwyczaję, kto wie. Blogosfera rozpieściła mnie jednak. Dzięki wam wiem, że nie muszę się godzić na wszystko z podkulonym ogonem, wiem, ze mogę coś zmienić, nie muszę milczeć. I nie robię tego. Dziękuję! 











piątek, 22 listopada 2013

Święty Mikołaj i Renifer od CHOCOLISSIMO





Nieubłaganie zbliża się grudzień. Może przyniesie ze sobą ciut zimowej aury, choć taka mglisto – wilgotna również ma swój urok. Czytałam kiedyś blog dziewczyny, która mieszkała w Norwegii. Jej zdjęcia miały taki właśnie klimat w jakim zatonęła dziś Polska. Postanowiłam wykorzystać  niezwykłe światło, wilgoć  i przenikające zimno, by zrobić zdjęcia najbardziej zimowo – świątecznym cacuszkom, jakie zagościły ostatnio w naszym domu. Mowa o świątecznych figurkach, jakie przygotowało dla was Chocolissimo z okazji  magicznego czasu dawania jaki zbliża się wielkimi krokami. Wytwarzają oni swe produkty z czekolady doskonałej jakości, dzięki czemu szaloną przyjemnością jest nie tylko oglądanie cudeniek, ale i kosztowanie ich. Za moich dziecięcych lat dostawałam zawsze Mikołaja z piernika, smakował tak sobie… Dziś już ich nie widuję i nie tęsknie, bo ten czekoladowy jest o niebo lepszy w smaku! Domyślacie się pewnie, że został skonsumowany zanim skończyłam sesję. Nie dziwi mnie to, Buba czaiła się na niego, odkąd tylko wyjęłam go z pudełka, jego przeznaczeniem było  dostarczenie małej dziś przyjemności. Też się podpięłam, ale pozostało mi zadowolić się samymi nóżkami. Pierwszy głód czekoladowy został zaspokojony, więc  renifer cieszył się troszkę dłuższym życiem. Pierwszy raz spotkałam się z czekoladowymi puzzlami 3D! Pomysł niezmiernie mi się podoba, ponieważ możemy skosztować trzech rodzajów czekolady: deserowej, białej i mlecznej, które nie są zmieszane, a całość wygląda bardzo nowocześnie i spokojnie może służyć za ozdobę ćwicząc jednocześnie silną wolę (godne wyzwanie). Ja nie lubię katować się za długo widokiem pyszności, których nie można szamać, więc by zachować figurki do świąt, musiałabym je w święta kupić ;). Jeżeli interesują was prezenty dla wybrednych łasuchów, którzy cenią sobie i smak i wygląd to zakupy w Chocolissimo będą strzałem w dziesiątkę! Znajdziecie tam wiele więcej pomysłów na świątecznie, i nie tylko, upominki. Wybierać i przebierać możecie TUTAJ, zaś TUTAJ polubić sklep na fejsie. Kto będzie na tyle twardy, żeby się nie skusić?















czwartek, 21 listopada 2013

PLAYCOLOR farby w sztyfcie

Coś ostatnio zaczęła Karmelka gniewać się na kredki. I długopisy. I flamastry. I pastele… A rączki kochane trzeba rozwijać, nie? Nie wiem czy sama nie jestem temu winna, ucząc ją zasad, ograniczając kreatywność. Mamy kilka książeczek, gdzie ma być tu pomalowane, a tu naklejone, tu taki szlaczek, a tam kropeczki. Bubal się skutecznie opiera wszystkim „tu ma być”, buntując się przeciw rysowaniu w ogóle. Chyba za bardzo się przejmuję jej rozwojem, za bardzo naciskam :/  Ostatnio, gdy odmówiła każdej zabawy z udziałem kolorowanek, tudzież samego czystego papieru, wpadłam na pomysł, by dać jej odpocząć i pokazać coś nowego, z czym jeszcze nie miała kontaktu. Sama byłam ciekawa jak w praktyce wygląda posługiwanie się farbami w sztyfcie, bowiem moja wyobraźnia aż taka rzutka nie jest. Farby są grube, mniej więcej jak klej w sztyfcie, łatwo dziecku je chwycić. Na opakowaniu widnieje oznaczenie, by nie dawać ich dzieciom poniżej 3 lat, jednak mając Bubę na kolanach nie boję się o żadne nieprzewidziane wypadki i gdybym miała je wcześniej, malowałaby nimi pewnie już koło roku. Nie trzeba prawie wcale naciskać, by uzyskać kolor. W zależności od nacisku uzyskamy  efekt kredki świecowej lub farbki plakatowej. Niesamowicie szybko wysychają i o ile nie naładujemy ich bardzo dużo, pozostają niewyczuwalne. Karmelek je uwielbia, stanowią one doskonałą odskocznię od kredkowej monotonii a nakładanie ich wymaga mniej wysiłku niż rysowanie kredkami, niejako samo się maluje, wystarczy trzymać. Ładnie zmywa się z rączek. Jedynym minusem są awarie systemu wykręcającego: czasem się zdarzy, ze trzeba palcem pchnąć sztyft, by się schował, zaś czerwony nam zastrajkował całkiem. Pamiętajcie również, by przed zamknięciem wsunąć sztyft do tubki! Cieszę się, że trafiłam na takie fajne farbki, widok skupionej miny Bubci, gdy smaruje po papierze raz mocniej, raz słabiej, po czystej przestrzeni, lub nakłada na siebie różne kolory, robi doświadczenia i bawi się w farbkowego naukowca, jest bezcenny… Farbki są wydajne więc wiele jeszcze kolorowych chwil przed nami! Zapraszam do polubienia Rybeni silnie związanej z Playcolor.
Farbki trafiły do nas dzięki firmie Corex.



















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...